Naprawdę



Naprawdę zbieram sie do popełnienia kolejnego posta, z podłogi się zbieram i z krzesła. Odrywam sie od okna zalanego łzami słodkiego deszczu, i słonych tych własnych, osobistych.  Z powodu i bez. Radosnych i smutnych. Składam zdania niczym pranie na kupkę przyszłości, wygładzając  co rusz nierówności z nadzieją, że nikt nie zauważy niedoskonałości. Prasować nie lubię, po co na siłę prostować życie, wbrew woli tkaniny.  Zamykam ciepło słońca w rękawach koszuli, tak jak siebie. Lepiej milczeć. Słowo przeciwko słowu.  Wyryte w sercu,  kreska po kresce, wyżłobiło latami dolinę, która zmieniła mój tor egzystencji prowadząc na manowce życia. Wyprowadzona w pole stoję na łące i nie umiem się cieszyć widokiem. Bezgraniczny lęk przed przestrzenią wykańcza moje skołatane serce do cna. Ten przed samotnością mogę schować pod poduszkę, przecież nigdy nie będę samotna, może czasem sama, dla higieny życia, mogę być tylko ciut mniej, jeśli tylko zechcę... ale nie wiem, nie wiem, nie wiem. Wypalone marzenia dogorywają w popiele, nowe jeszcze nie wykiełkowały. Jałowa ziemia nie wyda plonu. Trzeba cierpliwości której najbardziej mi teraz brak. Czas ją wyćwiczyć....

Komentarze

Prześlij komentarz